DSP
Dokąd Stopy Poprowadzą
Drugiego dnia kwietniowej wycieczki DSP, czyli Dokąd Stopy Poprowadzą, czekało uczestników sporo atrakcji. Osobiście, bardzo się cieszyłam na ten dzień — wspaniałe skały Pasák, niezwykle fotogeniczne oraz zwiedzanie zamku Kolštejn, stanowiącego dla mnie zagadkę. Nie mogłam się doczekać. Jak się okazało słusznie. Skały — mała grupa wychodni skalnych zrobiła na mnie ogromne wrażenie, również od strony osoby fotografującej. Natomiast zamek, owszem, imponujący niegdyś, zauroczył arkadowym dziedzińcem z pozostałościami dawnych dekoracji, a także pozostawił wspomnienie przenikliwego zimna w komnatach. Może nie byłoby to zbyt istotne, gdyby nie fakt, że obecnie pełnią one rolę apartamentów hotelowych.
Z całą pewnością, pomimo krótkiego odcinka wędrówki, nie był to dzień nudny!
Zwiedzanie zaplanowane było na godziny popołudniowe, najpierw nastąpiła część terenowa przewidzianego programu.
Pętelka była krótka i urokliwa, gdyż duże połacie łąk stanowią wspaniałe punkty widokowe m. in. na Masyw Śnieżnika. Pogoda dopisała, wbrew opiniom, że SudetoJones przyciąga deszcz, więc Śnieżnik na widnokręgu towarzyszył nam przez znaczną część wędrówki.
Wyruszamy z centrum miejscowości i chwilę później, poniżej murów zamkowych wąską ścieżką zmierzamy w kierunku skał.
Mijamy źródełko, które związane jest z początkami tradycji pielgrzymowania do Brannej.
Następna, zupełnie niespodziewana, atrakcja pojawia się tuż za linią kolejową, pod którą prowadzi szlak. Mianowicie wprost z obskurnego tunelu wychodzimy na kaskadę potoku. Otula nas orzeźwiająca bryza, która osiada na moim obiektywie.
Chwilę później zaczyna się dość żmudne i stosunkowo długie podejście, ale nastroje dopisują.
Na Łąkach Alojzowskich robimy przerwę na małą przekąskę, a ponieważ Śnieżnik prezentuje się zachęcająco — rozkoszujemy się panoramą.
Moją uwagę przyciąga mała kapliczka, niestety do dziś nie udało mi się zdobyć informacji na jej temat. Ktokolwiek coś wie, proszony jest o kontakt?
Od tego momentu wędrówka przebiega już po terenie prawie płaskim. W lesie przed głównym zgrupowaniem skał napotykamy naturalny korytarzyk — przynosi on nam dużo radości. Większość ekipy testuje swoje możliwości przeciskania się w wąskich przestrzeniach. Na szczęście wszyscy sobie świetnie poradzili i nikt nie utknął.
Po kilku minutach moim oczom ukazuje się formacja skalna, główny cel wędrówki — Pasák. Powstała wskutek erozji i wietrzenia wywołanego zlodowaceniem. Przybrała formę ściany skalnej osiągającej długość ok. ćwierć kilometra i wysokość do ok. 30. metrów.
Oprócz tego znaleźć tam można skalnego grzyba o nazwie Kowadło, a także żebra skalne oraz ciekawe w kształcie ostańce.
Najbardziej charakterystyczny nawiązuje kształtem do postaci ludzkiej. Podobieństwo to dało początek legendzie o skamieniałym pasterzu, którą SudetoJones urozmaicił, a nawet ubarwił. Niestety, wersja ta nie nadaje się do publikacji, gdyż zawiera drastyczne momenty. Kto był, ten słyszał.
Całość uznano za pomnik przyrody i objęto ochroną w roku 1982. Co ciekawe, skały objęto zakazem wspinaczki.
Furorę wywołało potężne skalne okno — długie na 5 m, szerokie na 2 m i wysokie na 3,5 m.
To właśnie w pobliżu niego moją uwagę przykuły inskrypcje skalne, które oczywiście uwieczniłam w kadrze.
Później, wraz z Katarzyną znajdujemy czas na relaks i zamieniamy się w dwa leniwce.
Droga powrotna zdaje się krótsza i jakby przyjemniejsza, aniżeli początek wycieczki.
Do zamku przychodzimy prawie punktualnie, a nawet jeszcze chwilę oczekujemy na panią przewodnik.
Sama budowla składa się z trzech części: gotyckiego zamku górnego z cylindryczną wieżą oraz średniego i dolnego w stylu włoskiego renesansu — będących efektem rozbudowy, jaka miała miejsce w XVI w.
Założenie wielokrotnie zmieniało właścicieli, których herby eksponowane są w jednej z komnat. Zawierucha II. wojny ominęła majątek. Ostatni właściciele opuścili zamek, zabierając wszystkie dobra ruchome, w efekcie podziwiać można tylko dekoracje architektoniczne w pustych pomieszczeniach.
W części urządzono apartamenty hotelowe, w których panuje straszny ziąb, dający asumpt do mocniejszych, ale jakże życiowych żartów. Mnie urzekły arkadowe krużganki i elementy kamieniarki.
Po zwiedzaniu nadszedł czas na obiad i powrót do Wrocławia. W drodze na parking koleżanka bibliotekarka zwróciła moją uwagę na kącik czytelniczy urządzony w wiacie przystanku autobusowego. Jak się później okazało, jest to w Czechach dość powszechne zjawisko.
Do Wrocławia wróciliśmy zgodnie z planem, a na „sikpauzie” udało się nikogo nie zostawić na stacji benzynowej.
A już za chwilę, bo w sobotę, kolejny wyjazd, do zobaczenia!
