DSP
Dokąd Stopy Poprowadzą
Piętnasta, dwudniowa wycieczka z cyklu Dokąd Stopy Poprowadzą proponowała swoim programem coś popularnego, ale i też nieznanego. Pierwszego dnia zdobycie Śnieżnika i wejście na nową wieżę widokową, natomiast drugiego, eksplorację Młyńska oraz czeskiego szczytu Štvanice. Tak wyglądały plany, które życie zweryfikowało.
Trasa sobotniej wędrówki prezentowała się zachęcająco — start z Kletna, przejście do słynnej chatki pod Śnieżnikiem, następnie podejście na Śnieżnik, zejście do schroniska i zejście szlakiem żółtym z powrotem do Kletna. Odległość niezbyt duża — 14 km i 750 m przewyższenia, a do tego moc atrakcji!
Do Kletna dojechaliśmy sprawnie i bez przeszkód.
Miano miejscowości wywodzi się od słowa Klesse — narzędzia i miejsca do rozdrabniania rudy. Kształtowanie się ośrodka osadniczego związane było z wydobyciem żelaza, a w czasach późniejszych srebra. Szczyt rozwoju miejscowości nadszedł wraz z księżną Marianną Orańską, która przyczyniła się do rozwoju ówczesnej gospodarki regionu: eksploatacja złóż marmuru, budowa dróg, wytyczenie drogi na Śnieżnik, czy przekształcenie miejscowości w letnisko. Po II wojnie światowej wieś zmienia charakter na rolniczy, później odkryte zostają złoża uranu… Dziś ponownie jest to miejscowość stricte turystyczna, ciesząca się dużym zainteresowaniem turystów: stąd najbliżej do Jaskini Niedźwiedziej, a także na Śnieżnik.
Mimo porannej pory i klimatu iście amazońskiego, nastroje dopisywały, więc ekipa raźno ruszyła w górę. Z parkingu, nieco przed kaplicą św. Bernarda, skręcamy w lewo, w drogę rowerową. Dochodzimy nią do szlaku niebieskiego, gdzie podejście się zaostrza. Nie tracąc zapału, wszyscy dzielnie pokonują trudy wędrówki.
SudetoJones bezbłędnie lokalizuje ścieżkę, prowadzącą do chatki pod Śnieżnikiem. Kojarzy mi się ona z baśnią o Czerwonym Kapturku, wędrującym przez gęsty las do babci. Cieszę się wędrówką, gdyż nadal ścieżynka jest jeszcze w miarę „dzika” i chodzi nią stosunkowo niewiele osób. Tuż przed chatką drzewa się przerzedzają i rozpościera się widok na Rychlebské hory, a dokładniej: Kunčicką horę, Stolec i Travną horę, jako rzekł Radosław.
Ponieważ nadeszła pora drugiego śniadania, rozsiadamy się przy chatce, odpoczywając i zaspokajając głód. Później, w ramach deseru, Radosław serwuje nam opowieść o rezerwacie przyrody „Śnieżnik Kłodzki”, a także, tradycyjnie, „rozbija panoramkę”.
Kontynuujemy podejście, zmierzając w stronę granicy polsko-czeskiej, którą prowadzi szlak turystyczny. Wychodząc z lasu, przekraczamy niezbyt głęboki rów i dalej wędrujemy wygodną drogą. Nagle, z morza jagód rosnących przy szlaku, wyłania się metalowy krzyż. Wygląda na stary, ale po bliższym oglądzie okazuje się, że upamiętnia Josefa Hejkla — czeskiego reżysera, dramatopisarza i aktora teatralnego, miłośnika gór, który zmarł na zboczach Śnieżnika w 2009 roku.
Jesteśmy coraz bliżej wierzchołka, co odczuwa się w powietrzu. Zniknęła paskudna duchota, powietrze stało się lżejsze i znacznie przyjemniejsze, a po niebie zaczęły żeglować ciemne i ciężkie chmury, wieszcząc zmianę pogody. Gdzieniegdzie tworzyły się „okna z widokiem”, a Radosław cierpliwie i z wielkim upodobaniem objaśniał panoramy.
W końcu na horyzoncie pojawia się, wyczekiwana, charakterystyczna sylwetka Śnieżnika z kultową już, wieżą widokową.
Ostatni etap podejścia mija niczym przysłowiowe mgnienie oka, pomijając tradycyjną przerwę zdjęciową przy rzeźbie słonia a potem małą chwilę przy źródle Morawy, gdzie można uzupełnić zapasy wody.
Na szczycie robimy zdjęcie grupowe, a SudetoJones zarządza przerwę umożliwiającą zapoznanie się ze wspaniałymi widokami rozpościerającymi się z wieży.
Obecna wieża to nowa ikona Masywu Śnieżnika.
Mało kto pozostaje obojętny na jej widok. Do dziś jej wygląd potrafi wzbudzić prawdziwie skrajne emocje. Często nazywa się ją blenderem, kawiarką bądź młynkiem do pieprzu. Składa się ze stalowej konstrukcji wspartej na żelbetonowych fundamentach. Do starej, kamiennej wieży nawiązuje poprzez wysokość i kamienie, którymi obłożono przyziemie. Pochodzą one z Kaiser-Wilhelm-Turm, wysadzonej w 1973 roku, na mocy decyzji ówczesnych władz. Jej wspomnieniem jest druciana figurka umieszczona przy schronisku na hali.
Przy zejściu robię jeszcze jedno zdjęcie grupowe z dominantą szczytu i chwilę później jesteśmy przy schronisku.
Architektura jednak jest kwestią gustu, a o tym, jak mówi stare przysłowie, się nie dyskutuje. Ochrona przyrody to jednak zupełnie inna kwestia…Kopuła Śnieżnika to rezerwat przyrody „Śnieżnik Kłodzki”. Ustanowiono go w 1965 roku ze względu na ochronę zagrożonych gatunków np.: fiołka sudeckiego, dzwonka brodatego, omiega górskiego, szczwoligorza pochwiastego, owsicy spłaszczonej, salamandry plamistej, traszki górskiej, czy żmii zygzakowatej. Przy budowie wieży natomiast pozwolono wjechać tam buldożerom… O ile widoki są rozległe, o tyle gatunkiem, który występuje, wtórnie oczywiście, powiedziałabym, że ze sporym nadmiarem jest Homo sapiens, rozpleniający się w sposób zupełnie niekontrolowany i zostawiający po sobie jak najbardziej materialne śmieci! Przepiękna, zielona polana i spokój, które pamiętam z czasów dziecięcych, odeszły do krainy wiecznych wspomnień…
Zostaje zarządzona przerwa obiadowa. Tradycyjnie już, kolejka sięga prawie drzwi wejściowych. Decydujemy się z Kasią na ciasto z jabłkiem i klasyczną pomidorową. Myślałam, że jest to zupa, której nie sposób zepsuć. Myliłam się. Stanowczo lepszego wyboru dokonały osoby zamawiające naleśniki z jagodami!
Do Kletna schodzimy szlakiem żółtym, co nie nastręcza żadnych kłopotów. Urozmaiceniem zejścia stała się letnia burza z chwilową ulewą. Team zabezpieczający „tyły” podjął decyzję o niezakładaniu odzieży wierzchniej w postaci kurtek, więc do autokaru dotarł absolutnie przemoczony…
Wieczorem przy ognisku, odbyło się „śpiewogranie”.
Tym razem szczególne, bo przy dwóch gitarach. Na jednej grał, tradycyjnie, Radosław, a na drugiej Andrzej, za co bardzo dziękujemy i mamy cichą nadzieję, że nie był to jedyny raz. Na marakasie chłopakom, niestrudzenie, akompaniowała Mila.
Nie zabrakło też wspólnego świętowania urodzin jednego z wycieczkowiczów. Solenizantowi jeszcze raz składamy najserdeczniejsze życzenia!
Kiedy ogniska dogasał blask, a z nieba zaczęły spadać deszczowe krople, gitary zamilkły…