Nazwy takie jak: Krupówki, Morskie Oko, czy Kasprowy Wierch brzmią znajomo dla każdego mieszkańca Polski. Większość z nas odwiedziła zarówno Tatry jak i Zakopane chociaż raz w życiu. Bardzo często ludzie stwierdzając: „jadę do Zakopanego” mają na myśli nie tylko pobyt w mieście ale i krótkie, standardowe wycieczki w góry. I mimo, że są to dwa zupełnie odrębne światy, w świadomości wielu Polaków tworzą ze sobą nierozerwalną całość.
Tatry i Zakopane — miejsca zupełnie od siebie różne, właściwie pod każdym względem.
Najwyższe góry w Polsce. Jedyne w kraju o charakterze alpejskim, charakteryzujące się wspaniałym zróżnicowaniem przyrody. Poszarpane, skaliste grzbiety tatrzańskie zamykają od południa krainę Skalnego Podhala, stanowiąc jednocześnie naturalną granicę ze Słowacją.
Zakopane, niewielkie miasto, często określane jest mianem zimowej bądź letniej stolicy Polski (w zależności od pory roku), lub „Mekką” polskich turystów. Dziś przede wszystkim kojarzy się ze skokami narciarskimi, tłumami gości różnych nacji, wysokimi cenami, chaosem urbanizacyjnym, „turystycznymi” góralami, dorożkami i wszechobecnym gwarem.
Mimo wielu odstręczających cech, Zakopane, w połączeniu z wymagającym mikroklimatem: ciężką atmosferą halnego, częstymi deszczami, w większości niskimi temperaturami; z otaczającymi je górami, które przybierają różnokolorowe szaty i chowają się za ścianą chmur, niczym za peleryną niewidką, stanowi ostoję dla wielu wędrowców.
Tatry, a przynajmniej ich mniejsza polska część, to zaledwie obszar ok. 175 km2. W ich przypadku odpowiednia zdaje się być parafraza znanego powiedzenia: „Tak mało, a jednocześnie tak wiele”…
Skaliste granie poprzecinane głębokimi rysami żlebów, skrzące się kolorami górskie jeziora (tradycyjnie nazywane stawami), głęboka zieleń kosodrzewiny, mieniące się czerwienią i złotem trawy Czerwonych Wierchów… Przestrzeń i cisza przerywana nawoływaniami świstaków i głuchym łoskotem spadających kamieni…
Zamykając oczy i wytężając zmysły można usłyszeć echo sabałowych gęślików, czy poczuć dym unoszący się z płonących watr…
Niestety, w czasie wysokiego sezonu turystycznego o takich tatrzańskich urokach można tylko pomarzyć. Zamiast ciszy i przestrzeni — hałas, kolejki do kas TPN-u, zatory w wyższych partiach gór i tłumy turystów szturmujące kolejką linową Kasprowy Wierch albo wozem konnym Morskie Oko.
Czas Zakopanego i Tatr jako symbolu wolności czy artystycznej kolebki skończył się lata temu… Pozostał kicz i brak poszanowania dla przyrody…
Co na to góry? Stoją i patrzą. Co na to tatrzański śpiący rycerz czuwający nad nimi i rozpostartym u jego stóp Zakopanem…